niedziela, 20 stycznia 2008

Wytresować współlokatorów


Jest wiele powodów, dla których mam ochotę sprawdzić na moich współlokatorach, czy rzeczywiście da się odciąć głowę samurajskim mieczem. Moich flatmates poddałbym jednak najpierw wymyślnym torturom. Uśmiecham się, gdy wyobraźnia podsuwa mi urzeczywistnione i sprawdzone metody kaźni materiału ludzkiego. A myśląc o arcy-torturach, które - o ile mi wiadomo - zostały zapisane tylko na papierze, dostaję białej gorączki.
W uzasadnieniu wyroku podkreśliłbym brak empatii. Na przykład: moi współlokatorzy zwykli nigdy nie myć po sobie naczyń, odkładając je obok zlewozmywaka, razem z resztkami jedzenia, mając chyba nadzieję, że brud sam się sfermentuje. Nie przeszkadzało mi to, dopóki nie zaczęło śmierdzieć. Miarka przebrała się jednak, gdy z braku czystych zaczęli używać tych, które myłem po sobie...
Kto nigdy nie mieszkał z takimi przypadkami, powie: przecież można usiąść, porozmawiać, wytłumaczyć. Ja, choć mam w tym doświadczenie (kiedyś mieszkałem z człowiekiem, do którego przyjeżdżała mama, żeby mu posprzątać), pomyślałem na początku podobnie. I rozmawiałem, żartowałem, palcem pokazywałem. Na nic. Raz doszło do sytuacji, w której zapytałem uprzejmie Bena rozłożonego na fotelu jak przeżarta foka, czy nie ma u siebie w pokoju jednego czystego talerza, bo - jak widzi - pozostałe są nie do użycia. Ten odbąknął coś oglądając w skupieniu teleturniej, ale pod groźbą mojego fuknięcia, przyniósł - brudny (z nieszczerym 'sorry, buddy').
O nie, ty brudna, włochata, zdegenerowana angielska małpo - pomyślałem. I zamiast wziąć młotek i w gorączce - jak Raskolnikow starej lichwiarce - roztłuc mu głowę, aż krew mi oczy przesłoni, wziąłem... gąbkę i umyłem całą, chemicznie już niebezpieczną stertę. I wpadłem na szatański plan ufundowany na założeniach dalekich od tych, którymi kierowali się architekci systemów demokratycznych. Po prostu, zostawiłem w kuchni minimalną ilość naczyń, resztę zabrałem do siebie. Podziałało. Leniwce jakoś instynktownie zrozumiały, że w obiegu jest mniej misek, i teraz trzymają swoje kupki w swoich norkach. Co więcej, po zostawieniu przeze mnie karteczki z uprzejmym ostrzeżeniem, NIGDY nie zabierają naczyń, które ja myję po sobie.
Jeśli ktoś boryka się z podobnym problemem, polecam tę metodę. Jest radykalna, przypuszczam, że w szczególnie trudnych przypadkach może być konfliktowa, ale zadziała. Teraz zastanawiam się, co zrobić, żeby sprzątali po sobie - przynajmniej czasem - łazienkę. Jakieś pomysły?

5 komentarzy:

Dawid Kornaga pisze...

Ależ oczywiście, że samurajskim mieczem da się odciąć głowę. Nawet dwie równocześnie.
Ja to bym im odciął kartką papieru. Ci kolesie powinni być wystawieni w ZOO, z karteczką: MAłPOLUDY. Terytorium: Derby. Zwyczaje stadne: Srają, szczają, brudzą dokoła siebie, czekając na nieszczęsną misię, którą kiedyś poślubią i przymuszą do zapierdolu na ich zasyfionych włościach.

Anonimowy pisze...

Pogadaj z Magdą - ona ma doświadczenie!

natg

ps. nie wiem czy bedac w mansardzie zauwazyles np. stojace w progu wory smieci z napisem "wyrzuc mnie". urocze.

Anonimowy pisze...

Zamiast katany proponuję bardziej swojski szczerbiec.

Ja bym nie zmywała, wytłukłabym naczynia i kazała wielkodusznie jeść z plastików, na których zakup zostałby powołany odpowiedni fundusz zasilany z ich kieszeni.

Co do łazienki, niesety muszę stwierdzić, że do zachowania czystości w tym miejscu niektórych nic nie jest w stanie zmusić bez względu na to jak bardzo owe pomieszczenie cuchnie i porasta radioaktywnym grzybem.

Lu pisze...

Madziu, na pewno posłuchałbym się rady, ale naczynia nie są moje.
Z łazienką masz rację.

Anonimowy pisze...

Popieram Magde, jako zawodowy krzykacz mieszkaniowy wiecznie sapiacy na wszytkich aby za soba sprzatali to wiem ze z lazienka zawsze jest problem, czasami dziala rozpiska obowiazkow...ale tylko czasami

pozdrawiam Cie degeneracie

cajk