sobota, 5 kwietnia 2008

Run Ran

Właśnie obejrzałem "Ran" Kurosawy i jestem pod wrażeniem matematycznie wymierzonych kadrów, grającej na nerwach muzyki, precyzyjnego montażu. Jeśli miałbym opisać ten film w metaforach kulinarnych, użyłbym figury rosołu (choć zupa miso pewnie byłaby lepsza): czysty, esencjonalny, chwilami może za tłusty i za dużo makaronu psującego ascetyczną strukturę, za to z ożywczymi kawałkami scen bitewnych (nie marchewek); choć smutny (tak!), to pokrzepiający.

Po powrocie z Polski, gdzie spędziłem święta, i szczęśliwie spotkałem się z kilkunastoma osobami (i nieszczęśliwie nie spotkałem)... położyłem się spać. Nawet nie dlatego, że dwa tygodnie mojego życia zostały dosłownie pożarte przez czas, i podróż miałem ekstremalnie męczącą (stałem w najdłuższej i najbardziej stresującej kolejce życia przed odprawą). Polska to jednak ideologicznie męczący i obyczajowo duszny, zaściankowy kraj. Żeby się o tym przekonać, wystarczy uważnie obejrzeć "Wiadomości". Ja miałem nieprzyjemność natrafienia na edycję świąteczną, gdzie największą sensacją były... małomiasteczkowe procesje i palmy świąteczne. Przełączyłem na BBC... i przypomniał mi się slogan reklamowy sieci Sainsbury's: "Try something new today".

3 komentarze:

Dawid Kornaga pisze...

A mu tu, kurwa, tak na co dzień z tym, czujesz?!

Dawid Kornaga pisze...

Ale może to sprawi, że będę pisał coraz lepsze książki:)

Lu pisze...

Czuję coraz mniej, więcej za to rozumiem.
Oby! Choć i tak dobrze ci idzie :)