piątek, 7 grudnia 2007

Czekoladowe fondue

Jeśli ktoś jeszcze nie spróbował czekoladowego fondue, niech zrobi to jak najszybciej, bo nigdy nie wiadomo. Dawno tak nie jęczałem z rozkoszy, jedząc. Chłodne truskawki i malutkie kruche, budyniowe pączki maczane w gorącej, rozpuszczonej czekoladzie sprawiły mi spazmatyczną przyjemność porównywalną jedynie do najsilniejszych cielesnych doświadczeń.
Metafizyka czekoladowego fondue zawiera się w dychotomii temperatury (i jej przezwyciężenia) mieszanych składników (oprócz truskawek, świetnie sprawdzają się inne słodkie owoce, na przykład melon). Pierwszy mój jęk (który przenikał następne) wynikał z doświadczeniem jedności przeciwstawnych sobie jakości: gorącego i zimnego.
Istotna jest też dychotomia struktury: gorąca czekolada szybko zastyga na truskawce tworząc coś w rodzaju puszystej skorupki (brzmi absurdalnie, ale zapewniam, przyjemność czekoladowego fondue zawiera się właśnie w sprzecznościach). Tej dychotomii towarzyszy uczucie względności. Ktoś powie, że owa skorupka dowodzi zwycięstwa czekoladowego fondue nad relatywizmem, ale ja się z tym nie zgodzę. Rozbicie jedności jest dla mnie oczywiste: w ustach najbardziej wyczuwalna jest struktura truskawki, ale czekolada w tym czasie przyjemnie stygnie na wargach...
Dialektyka dwóch dychotomii nie jest taka prosta, jakby się wydawało. Pozostawiam to jednak waszej refleksji oraz eksperymentom. Ja już nie mogę doczekać się spróbowania klasycznego, serowego fondue...

5 komentarzy:

Dawid Kornaga pisze...

Ty Smurfie Łasuchu, ciesz się, że masz 22 lata, a nie 32, urósłby ci już bęben za taką bezwstydną rozwiązłość. I mówi to wytrawny bywalec resortów all inclusive...

Lu pisze...

A bębna, nawet bębenka się nie dorobił :)

Dawid Kornaga pisze...

Bo pije dużo wody mineralnej, pływa, jeździ na rowerze, jeździ komunikacją miejską, w łóżku też jest aktywny. I słucha właśnie najnowszej płyty Scootera "Jumping over the world" - dla mnie rewelacja, bo w stylu jumpstyle.

Lu pisze...

Na razie słyszałem tylko jeden kawałek, ale mnie nie powalił, nawet z fotela się nie podniosłem. Nic w tym nie było świeżego. Ale kto wie, może pozostałe coś w sobie mają.

Dawid Kornaga pisze...

Jak to, przecież cała płyta jest w konwencji jumstle. Vide Jeckyll & Hyde. To mniej więcej to samo, choć ci drudzy to progresja, Scooter - epigoni, ale w tym przypadku z zadziwiającym wyczuciem.