piątek, 7 grudnia 2007

Ząb mądrości

Wczoraj rozpisywałem się o fondue, a dzisiaj nie mogę swobodnie przełknąć śliny, nie mówiąc już o musli z mlekiem.
Rośnie mi ząb mądrości. Całą prawą stronę mam dosłownie sparaliżowaną. A do gardła (też po jednej stronie) przyssała mi się chyba ośmiornica... Zwykle unikam "pain killerów", ale tym razem nawet dwa paracetamole nie pomogły.
Umówiłem się już z lekarzem. Mam nadzieję, że nie zawyrokuje infekcji i nie skieruje do dentysty: za jego usługi, bez względu na to czy publiczne, czy prywatne trzeba zawsze słono płacić. Czytałem niedawno w "Guardianie", że z tego powodu niektórzy próbują leczyć się sami. Odnotowano już kilka przypadków śmiertelnych.

2 komentarze:

Dawid Kornaga pisze...

Wyglądało to na kiepski żart, lecz nim nie było – wampira Bronisława rozbolała dolna szóstka.
O pójściu do stomatologa nie było mowy. Jeszcze ta lampa! Wypaliłaby mu chyba oczy. Zdemaskowane kły czyniłyby go mocno podejrzanym. Pantomogram także nie wchodził w rachubę.
Jakże on cierpiał. Nie był w stanie sprostać potrzebom swej natury. Ból rozstrajał mu jamę ustną, grając melodią żalu i upokorzenia. Szewc, co bez butów chodzi, polityk, co nie kłamie, wampir, co nie kąsa. Rzadka to chwila, kiedy chciałby być zwyczajnym człowiekiem, żyć tyle, na ile, zamartwiać się progami podatkowymi czy notowaniami giełdy, byle umówić się na wizytę u dentysty.
Pożalił się swym nieszczęściem komuś, kto często obcował z siłami podobno wyższymi.
Wampir Mirosław, uduchowiony jak zwykle ponad miarę, empatyczny ponad dwie miary, powiedział:
- Otwórz buźkę, Bronek. Przekonamy się, co ci dolega.
- Ale ja wiem. Boli mnie, o tu.
Mirosław długo przypatrywał się wskazanemu zębowi. Postukał go, ponaciskał, wymasował, po czym orzekł:
- Kanał.
- To wiem, mam problem.
- Masz większy problem niż myślisz. Powinieneś mieć leczenie endodontyczne.
- Że jak?
- Właśnie kanałowe.
- A skąd takiś mądry?
- Każdy szanujący się wąpierz winien orientować się w sprawach dotyczących jego szczęki i żuchwy. Niedawno rozmawiałem na temat przypadłości ze Stefanem. Jego, jak pewnie słyszałeś, okropnie potrafi boleć głowa. Zupełnie jak panienka podczas tych dni – Mirosław zachichotał, szturchając Bronisława w ramię. Wcale go to nie rozśmieszyło, wręcz ból zęba się nasilił! Mirosław, zakochany w swoim monologu, kontynuował: – Co się biedak namęczy, tylko on wie. Tłumaczyłem mu, że powinien mniej jeździć polskimi pociągami. Że tłucze, cuchnie, duszno, siedem plag egipskich. On, co za uparciuch, swoje: „Pociągi to mój żywioł. Czy ty wiesz, ile ja zwiedziłem?” Żachnąłem się, co za tupet. Prostacze przejażdżki nazywać zwiedzaniem. Ja to dopiero poznaję historię, przedmioty wartościowe. W pierwszym lepszym kościółku gotyckim jest więcej skarbów niż przez cały żywot zobaczy Stefan. Szczęśliwie sam dowiódł swego błądzenia, przyznając, że namówił niejakiego Ambrożego do wyjazdu do Paryża. Ma ów podróżnik poznać teren i ewentualnie sprowadzić Stefana. Nie rozumiem ich, tracą siły i energię na środki komunikacji kosztem kontemplacji zagadnień najważniejszych.
Bronisław zdenerwował się wyniosłością Mirosława, którego pycha przenikała na wskroś, a jeszcze chwalił się i rozpowiadał dokoła, jak to chapnął przedwczoraj misjonarza Kościoła Mormona. On, Bronisław, nie dość, że bez takich ambitnych inklinacji, ot, skromne wampirzątko żyjące z dnia na dzień, to teraz wiatr mu w zęby powiał. Co go obchodzi migrenowiec Stefan czy jakiś paryski elegancik?
- Ja bym ci chętnie przeczyścił kanał i wypełnił go gutaperką, lecz co poradzić, nie posiadam stosownych narzędzi. Wszystko w ręku... – Wampir Mirosław zamienił się w Myśliciela Rodina, zastanawiając się, czy nie dać na mszę za zdrowie Bronisława.
Ten po cichu oddalił się od kolegi. Jako prosty wampir postanowił wypróbować inną metodę. Zakupił w pobliskim monopolowym Polską Wódkę, włożył do zamrażarki, odczekał parę godzin. Założył rękawiczkę, otworzył drzwiczki, wyjął oszronioną butelkę i przyłożył ją do policzka, chłodził go przez dobre pięć minut, aż mu w uchu coś strzyknęło.
Mężnie wypił trzy czwarte daru byłego Polmosu Zielona Góra i jak chłopię z czasów wczesnego Boryny zakleszczył podstępną szóstkę obcęgami. Pociągnął je gwałtownie w górę, w bok, znów w górę.
Ekstrakcja udana, pacjent na razie trzyma pion.
Jakże był zaskoczony, że absolutnie nie miał ochoty na własną krew, która wypływała mu obficie z dziąsła.
Zemdlał.
Kiedy się ocknął, natychmiast wyruszył na miasto w celu stosownego uzupełnienia płynów.

Lu pisze...

Hehe, świetnie rozumiem wampira Bronisława:) Podejrzewam, że jednak natrafi na SWOJEGO, który zrobi mu dobrze z zębem. Kto jak kto, wampiry powinny mieć zapewnioną szczególną opiekę dentystyczną :)