Przygody Robina Hooda inwigilowały moją dziecięcą wyobraźnię. Gdy tylko wysiadłem z autobusu w Nottingham, natychmiast zacząłem węszyć ślady obecności słynnego banity. Miałem oczywiście świadomość, że poruszam się raczej po terenie jego wroga. Jednak po lekturze ostatnich doniesień, że w lesie Sherwood nie miałaby gdzie się schować wiewiórka, a co dopiero bitna drużyna tego średniowiecznego socjalisty, stwierdziłem, że nie zostało mi nic innego jak pomniki pamięci:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Jakiś taki nieprzyzwoicie pucułowaty.
Jak Joanna d'Arc w czasie kuracji hormonalnej ...
Aż strach pomyśleć jak by wyglądał Braciszek Tuck...
Prześlij komentarz