wtorek, 23 października 2007

Inni ludzie

Dzisiaj zadzwoniła do mnie Carole Simone (wykładowczyni "Śmierci i społeczeństwa") i powiadomiła, że spóźni się 15 minut na spotkanie, na którym mamy ustalić temat mojego eseju, i czy potwierdzam przyjście. Zamurowało mnie!
Nie wiem jeszcze czy taka troska o studenta jest tutaj wyjątkiem czy regułą, ale na pewno relacje między wykładowcami i studentami w większości przypadków są luźniejsze. Maile adresuje się personalnie, a i bariera "pana"/"pani" nie występuje. Wczoraj kierownik zakładu filmoznawczego zagadnął mnie, gdy oglądałem tablicę z ogłoszeniami. Zaczął wypytywać, czy mi się tu podoba, opowiedział jak był kiedyś na żydowskim weselu w Polsce i strasznie mu się nudziło i wypił tylko jeden kieliszek wódki...
Kot Arnold od dwóch dni spędza u mnie popołudnia (czeka na mnie, gdy wracam z uczelni!). Jest szalenie pieszczotliwy i... leniwy. Na przykład gdy za pierwszym razem wskoczył na przygotowaną dla niego "kopkę" pościeli i prześcieradła, z radości zaczął wbijać weń pazurki, gdy nie mógł poradzić sobie z wyjęciem jednego, ułożył się już w tym miejscu. Napisałbym więcej, ale właśnie leży na moich wyciągniętych nogach (jak widać na zdjęciu) i jest zazdrosny, że ręce stukają w klawiaturę, a nie pieszczą jego...

4 komentarze:

Dawid Kornaga pisze...

No ale ta biedna staruszka pewnie się martwi. Jeszcze z tego przewrażliwienia się jej zemrze i dopiero wtedy będziesz miał.
The SUN napisze:
UMARŁA PRZEZ KOTA
Pani XX (80 lat) dostała zawału, stwierdzając, że jej ukochany kot Arnold uciekł z domu. Dochodzenie wykazało, że przywłaszczył go sobie student z Polski, niejaki Łukasz K. (22 lat). Polska ambasada została powiadomiona o zatrzymaniu jej obywatela na 48 godzin.

Lu pisze...

:)
Ja nie wiem, może ona umarła.
Kot przychodzi do mnie dobrowolnie. Wypuściłem go dzisiaj wieczorem. Trzy godziny później kontrolnie otworzyłem drzwi, zawołałem, i po chwili przybiegł, miaucząc tęsknie. Chyba zostanie dziś u mnie na noc...
Skoro daje kotu tyle swobody i naraża na niebezpieczeństwo np. przejechania samochodem, nie mówiąc o przymrozkach w nocy, musi się liczyć, że będzie chodzić tam, gdzie mu lepiej.

monamór pisze...

ja tam się wcale nie dziwię, ze kot woli spać u ciebie niz z jakaś staruszką;)

a co do braku bariery student-profesor, to chyba w dużej mierze zasługa gramatyki języka angielskiego, czyż nie?

Lu pisze...

To miłe, co piszesz, ale wierzę utrzymałabyś to twierdzenie, gdyby właścicielem kota była osoba młodsza :)
Jak najbardziej, kwestia gramatyki. Choć angielski pod względem ho-no-ry-fi-ka-ty-wno-ści (musiałem sobie przesylabować) jest wyjątkowo mało opresywny, to zawsze znajdzie się sposób, żeby uczynić kontakt bardziej lub mniej formalnym, choćby dodając na końcu zadania "sir", "madam" (choć to byłoby staromodne), czy poprzez użycie nazwiska. Na karteczce, którą zostawiła mi na drzwiach Carole Simone (nim do mnie zadzwoniła) podpisała się po prostu "Carole".
Zresztą, brak bariery przejawia się także w kontakcie pozawerbalnym: w uśmiechu, życzliwości, pytaniu o samopoczucie etc. Czasem można odnieść wrażenie, że pytanie "Are you all right?" (które może zadać nawet ekspedientka w sklepie) ma charakter rytualnej formułki, pozbawionej emocjonalnego zaangażowania. Gdy wyczuwam jednak taki automatyzm, natychmiast skarżę się na cały świat, i z przyjemnością obserwuję, jak mój interlokutor marszczy czoło, bo nie takiej odpowiedzi się spodziewał :)