niedziela, 7 października 2007

Upodlenie

Wiem, miało być o życiu naukowym, wyzwaniach intelektualnych, uniesieniach duchowych. Będzie jednak o najniższych pobudkach. Wczoraj wieczorem zostałem porwany do wyjścia z domu argumentacją, że będąc w Derby już prawie dwa tygodnie, powinienem przekonać się organoleptycznie, jak wygląda i smakuje "angielska kultura picia" (sic!).
W skrócie da się powiedzieć, że jest jak angielska kuchnia: zuchwała w wyborze i mieszaniu składników, mało celebracyjna, krzykliwa. Pierwsze co widzi imprezowicz zbliżający się do właściwego centrum upojenia to przelewające się z klubu do klubu masy ludzi w ilości niespotkanej przeze mnie wcześniej w żadnym polskim mieście, nawet w Krakowie, Poznaniu czy Wrocławiu (nie wymieniam wyludniającej się po zmierzchu, nie mówiąc już o świcie - Warszawie). Jest gęsto, hucznie, kolorowo, multijęzkowo, multiwiekowo. Szybko zrozumiałem, że zasada wizualnie dominującej praktyki angielskiej kultury picia mówi: idź do klubu, wypij jak najszybciej szota (od 3GBP), piwo (2,50-3GBP), co chcesz, byle było procentowe i fuck off, tu już nie wracamy. Pierwszej zasadzie towarzyszy zakaz: nie pożądaj szota raz wypitego, ani żadnego składnika, który jego jest. I naprawdę nie pamiętam, co roił sobie mój organizm mając w sobie dwa piwa, gdy sięgnął po rozlewaną pokątnie przez znajomą barmankę bazookę, jedną i drugą, i malibu, jedne, drugie... A później jeszcze wchłonął podłego hamburgera składającego się z podgrzanej bułki i kawałka krwistego mięcha. Mógł myśleć, że zhardział po kilku posiłkach podkręconych glutenem, że angielskie powietrze i deszcze uodporniły go na sprawdzoną w Polsce regułę niemieszania alkoholi. O skutkach tej pokrętnej logiki nie muszę chyba rozwodzić się szerzej. Dość powiedzieć, że doświadczenie angielskiej kultury picia wspominam dzisiaj gorzko, by nie powiedzieć kwaśno.
W angielskich klubach obowiązuje zakaz palenia papierosów. Wiele z nich zachęca palaczy do praktykowania nałogu w wydzielonych "strefach". Ale nawet wtedy można spodziewać się, że to oddzielone od sali zaplecza na świeżym powietrzu. Gdy pytałem chłopaków (palaczy), czy nie przeklinają zakazu w zimie, wzruszyli tylko ramionami przykrytymi zaledwie cieniutkimi podkoszulkami (kiedy moje drżały z zimna pod kurtką).

1 komentarz:

Dawid Kornaga pisze...

O ty opoju angielski. Dla równowagi przeczytaj sobie na www.kornaga.blogspot.com historię Wytrzeszcza.