Angielskie koty uliczne mają charakter czarnej herbaty z mlekiem i miodem: są łagodne, przylepne i nadmiernie słodkie. W mojej okolicy natrafiłem tylko na jednego, i w dodatku w dramatycznych okolicznościach. Gdy tylko zobaczyłem, jak to wielkie kocisko spaceruje z godnością i ogonem podniesionym do góry, tuż pod moim oknem, natychmiast wybiegłem mu na spotkanie. Bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język i tak miło mruczał, gdy drapałem go po grzbiecie, że postanowiłem zabrać do domu, nakarmić, i zostawić... Nie chciałem go brać "siłą" (bez zoofilskich skojarzeń!), wolałem przekonać argumentem... i poszedłem po kawałek żółtego sera. I właśnie wtedy zza skrzyżowania wybiegła staruszka w kapciach (!) wykrzykując "Arnold, Arnold!". Arnold nie zareagował, podbiegł do mojej wyciągniętej dłoni i dał jasno do zrozumienia, gdzie mu lepiej. Po chłodnym przywitaniu i jeszcze chłodniejszej rozmowie o pogodzie, staruszka porwała Arnolda, i od tego czasu już się nie widzieliśmy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Świetny kocur. Ciekawe, ile... funtów waży.
mmrrau! Arnold?! heh co za imię dla takiego słodziaczka
jednym słowem CATNAPPING w biały dzień ;>
Kuzyn Rupa
Prześlij komentarz